Ervalon
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Maharion

Go down

Maharion Empty Maharion

Pisanie by Czuwająca Pią Paź 23, 2015 6:09 pm

Maharion T0kfmv


Maharion, arcymag. Główny przewodniczący Akademii Magów w mieście Elrust. Doradca i przyjaciel Deirdre. Jeden z Pięciu. Oddany służbie zarówno swojej baronowej, jak wierny założeniom Akademii. Niezłomny, spokojny, ukształtowany przez wydarzenia, które odbiły na nim swoje piętno. Potężny, jednak łagodny. Nigdy nie wykorzystujący swojej potęgi i władzy w niecnych celach.



Maharion – adept sztuki magicznej, który pod czujnym okiem Deany pobierał nauki w Akademii Magów w mieście Elrust. Maharion był bystrym i pojętnym uczniem. Jego wyniki były zadowalające, a Deana widziała w nim wielki potencjał, a także swojego przyszłego następce.

Lata mijały, a Maharion był coraz lepszym magiem. Jego zamiłowaniem było tworzenie zwojów z zaklęciami, a największym zainteresowaniem darzył artefakty magiczne. Pewnego dnia, gdy rozmawiał z Deaną na temat zaklęć, ta wręczyła mu zawiniątko. Gdy rozpakował je w jego dłoniach znalazł się piękny klejnot. Znał go z opowiadań... był to potężny artefakt wydobywający z czarownika jego największe pokłady energii i pomaga nad nimi zapanować. Maharion spojrzał roztrzęsiony pytająco na swoją mentorkę, a ta ujęła jego dłoń, w której trzymał kryształ i ruchem dłoni kazała mu zacisnąć swoją na artefakcie. Spojrzała na niego spokojnie i powiedziała „zasłużyłeś, Maharionie”. Mag nie mógł powstrzymać emocji. Był szczęśliwy.

Lata mijały, a Maharion służył wiernie w Akademii Magów na chwałę miasta Elrust. Stał się naczelnym nauczycielem zaraz po Deanie. Jego zadaniem było przyjmowanie młodych, zdolnych, przyszłych magów na nauki. Pewnego dnia przyszła do niego Deana. Postawiła go przed faktem dokonanym – miał udać się do dworcu barona i tam nauczać. Próbował się dowiedzieć, kto będzie jego uczniem, jednak bezskutecznie. Deana nie dała mu żadnych informacji, ani wskazówek. Nie pytała go też o zdanie – Maharion miał dzień, by spakować odpowiednie księgi i ruszyć w drogę.

Gdy dotarł do dworu Samosa poznał w końcu swoje uczennice – Deirdre i Aryan. Dwie młode półelfki, które miały radosne, dziewczęce oczy. Mag już na początku dostrzegł silną aurę Deirdre. Już wiedział, o kim mówił baron.
Nauka dziewczynek szła mu sprawnie, a jego uczennice były bardzo pojęte i skore do współpracy. Aryan zagłębiała przy Maharionie podstawowe tajniki magiczne, była to bardziej wiedza, jak się chronić przed negatywnymi skutkami magii i atakami.
Z Deirdre było inaczej. Dziewczyna była bardzo pojęta, a jej aura rosła w siłę z każdą kolejną lekcją. Maharion patrzył z uznaniem na postępy dziewczyny. W nagrodę za jej wspaniałe wyniki podarował jej artefakt – lustro postrzegania. To, co było potem wzburzyło Maharionem.
Gdy Deirdre spojrzała przy nim w dopiero co otrzymany prezent – zobaczyła coś i odruchowo zbiła lustro, które roztrzaskało się w drobny pył. Maharion stał przed dziewczyną, więc nie był w stanie zobaczyć tego, co widziała Deirdre w lustrze. Przerażony wypytywał na wpół bladą dziewczynę, co zobaczyła, lecz ta milczała jak zaklęta.
Maharion był przerażony. Na następny dzień spróbował znowu porozmawiać z Deirdre, jednak rozmowa ta nie przyniosła żadnego efektu. Postanowił wrócić do Elrust i o wszystkim opowiedzieć baronowi. Bał się, że dziewczyna ujrzała coś, co może zagrozić jej lub miastu.

Parę dni po tym, jak wrócił do Elrust i Akademii Magów, dowiedział się od Deany, że Deirdre wróciła do miasta i w niedługim czasie ma wyjść za mąż ze względów politycznych. Wiadomość ta wstrząsnęła nim. Nie, żeby żywił jakieś uczucia do Deirdre, ale przez lata nauki stała się dla niego jak młodsza siostra. A ona nie raz się śmiała do niego, że chciałaby mieć takiego mądrego brata...
Maharion szargany wyrzutami sumienia, że to przez jego decyzję Deirdre zostanie zmuszona do małżeństwa, postanowił wziąć los w swoje ręce.
Musiał koniecznie spotkać się z Deirdre. Od znajomego łotra dowiedział się, że stary strażnik zamkowy może coś wiedzieć. Poszedł więc do niego, wypytał o Deirdre, a tamten bez zbędnych pytań i tłumaczeń powiedział mu, że dziewczyna co noc wymyka się do kaplicy Saralis. Podziękował mu. Miał już jakiś plan...
Kolejnej nocy zaczaił się w pobliżu kaplicy bogini magii. Doczekał się. Deirdre weszła do kaplicy, a mag zaraz za nią. Złapał ją mocno pod ramię i zaprowadził w najbezpieczniejszy kraniec świątyni. Tam wręczył jej małe zawiniątko z przepraszającą miną. Deirdre rozpakowała podarek, na jej twarzy widać było wielkie zaskoczenie... po czym rzuciła się na szyję Maharionowi. Mag nie do końca wiedział, czy dobrze zrobił. Pamiętał nauki Deany o tym artefakcie, oby Deirdre wykorzystała swój talent dobrze... Jednak teraz czuł się szczęśliwy. Dał możliwość decydowania swojej 'siostrzyczce'... teraz... jeśli nie będzie chciała wyjść na mąż... może wziąć los w swoje ręce. I mało kto będzie mógł jej w tym przeszkodzić.

Maharion ze zdziwieniem słuchał od adeptów, że całe miasto przygotowuje się do ślubu Deirdre. Jednak nie zamierzał w żaden sposób reagować – to była decyzja Deirdre. Jego rola została już odegrana.

Kilka dni przed ślubem Deirdre Maharion odebrał wiadomość od posłańca, adresowaną na jego imię. Ktoś prosił go o spotkanie w związku z Akademii Magów. Mag przygotowywał się już co prawda do ślubu Deirdre, ale Akademia była jego domem i każda sprawa związana z nią była na wagę złota. Nie chciał tego w żaden sposób negować. Udał się więc w miejsce, o którym była mowa w liście. Było to w pobliskiej wiosce, niedaleko Elrust. Maharion czekał przy drodze, rozglądając się badawczo. Nagle zza rogu wyłoniła się zakapturzona postać. Szła pewnie w jego stronę, z wyciągniętą ręką w geście pokojowym. Nim się Maharion zorientował, został uderzony czymś twardym w tył głowy. Zakapturzona postać była ostatnim, co mag widział zanim...


Maharion Cell110


...Zanim znalazł się w potrzasku. Mała, zawilgocona i przeraźliwie ciemna przestrzeń. Bolało go całe ciało, bolał najmniejszy ruch. Mag był na skraju wycieńczenia... nie wiedział, ile czasu spędził w tym pomieszczeniu... Gdy otrząsnął się dostatecznie i zaczął w małym stopniu panować nad straszliwym bólem rzucił zaklęcie, które pozwoliło mu dostrzec więcej. Jego wrażenie o małej celi było mylne. Znajdował się w korytarzu, na samym jego końcu. Powoli, podtrzymując się zimnej i wilgotnej kamiennej ściany posuwał się na przód, gdy nagle ujrzał drzwi. A nie były to zwykłe drzwi. Była to magiczna bariera, którą nie sposób było przeforsować. Maharion próbował znaleźć w głowie odpowiednie zaklęcie, jednak każde było nieskuteczne, lub najprawdopodobniej zbyt słabe... Mag był wycieńczony i opadał z sił. Usiadł niedaleko bariery i tępym wzrokiem wpatrywał się w nią... Nie wiedział komu tak zawinił... Nie wiedział dlaczego jest w tym miejscu... I co się z nim dalej stanie.
Nie wiedział ile dni spędził w zamknięciu zanim się obudził. Wszystkie krótkie chwile świadomości zbijały mu się w nieskończenie długi czas. Gdy  omdlewał kolejny raz z wycieńczenia usłyszał kroki przy barierze. Zerwał się na równe nogi a przez migoczącą barierę mógł dostrzec młodego człowieka. Ten spojrzał na maga i rzekł, że dzisiaj wszystko się rozegra. Jego Akademia zniknie z powierzchni ziemi. A on powinien być wdzięczny, że jest tutaj... I że wróci po niego, by wykorzystać jego nędzny żywot do rzeczy ważnych. Po czym odwrócił się i odszedł. Maharion próbował coś powiedzieć, wołać za młodzieńcem, jednak nie mógł... Nie wiedział, czy to magia, czy po prostu najzwyczajniej nie miał siły. Opadł na posadzkę i zemdlał.
Gdy się ocknął... bariery nie było. Mógł wyjść z tego więzienia! Zbierając ostatnie resztki sił rzucił zaklęcie światła na siebie i postawił pierwsze kroki. Zauważył, że jest lochach. Najzwyklejszych lochach z celami, jednak nikogo w nich nie dostrzegł. Zmęczenie, głód, odwodnienie i ogólne wycieńczenie organizmu przyprawiły maga o wymioty. Musiał czym prędzej znaleźć wyjście i zaczerpnąć świeżego powietrza. Jedne z drzwi, które znalazł prowadziły do długiego, kamiennego korytarza, na końcu którego było widać światło. Maharion zaryzykował i poszedł sprawdzić źródło światła. Okazało się, że znalazł wyjście...
Jakieś było jego zdziwienie, gdy znalazł się po drugiej stronie zamku barona! Był przez cały ten czas w Elrust! Maharion jakby przez mgłę słyszał płacz ludzi i krzyki straży... Zaczął poruszać się mozolnie w kierunku dźwięku. To, co zobaczył, gdy wszedł na dziedziniec zapamięta na zawsze. Mord i pożoga. Ciała były wszędzie. Zapach krwi i smród spalonych ciał drażnił jego nozdrza. To, co zobaczył... dzieci i starcy. Martwi. Adepci z Akademii Magów – martwi. A wśród nich... leżała ona. Jego mentorka i dobra przyjaciółka. Stara, poczciwa Deana. Leżała z grymasem bólu i przerażenia... Podszedł do niej i uklęknął nad jej ciałem. Prawą dłonią pogładził jej zmarszczki na twarzy i zamknął jej przerażone oczy... Z letargu wyrwał go znajomy głos, nawołujący jego imię. To była Deirdre, która schodziła z balkonu. Mimo swojego osłabienia mógł wyczuć jej buzującą aurę – na przemian opanowaną i silną, z szalejącą i zrozpaczoną. Złapała go za ramię, spojrzała w oczy, a on wstał krzesząc z siebie ostatnie siły. Deirdre wpadła w jego ramiona i zaczęła szlochać... Mag miał pełną głowę myśli, jednak stał opanowany, jedynie obejmując lekko kobietę...

Parę dni później Maharion doszedł do siebie. Mógł już normalnie jeść i pić. Deirdre osobiście doglądała jego stanu, już jako baronowa. Opowiedziała mu również wszystko. Całą sytuację, od momentu zrodzenia się bytu, po rozmowy z Demyanem, morderstwie barona i masakrze na ślubie. Maharion po części czuł się winny wydarzeniom, jakie miały miejsce. Jednak Deirdre zabroniła mu myśleć w taki sposób.
Zaczęli rozmawiać o losie miasta i Akademii Magów. Fakt był jeden – Maharion ocalał jako jedyny z Akademii. Deana wraz z adeptami straciła życie w rytuale odesłania demona. Był tylko on. I nieobstawione stanowisko arcymaga... Dla Deirdre było to oczywiste, że Maharion powinien zająć się Akademią jako jej przewodniczący. Kilka dni później zażądała zorganizowania uroczystości mianowania Mahariona arcymagiem. Ludność była temu przychylna.
Czuwająca
Czuwająca
Pierwsze pióro Ervalonu

Liczba postów : 16
Skąd : Ervalon

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach