Ervalon
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Deirdre

Go down

Deirdre  Empty Deirdre

Pisanie by Czuwająca Pią Paź 23, 2015 5:28 pm


Deirdre  2wmj7lz
Deirdre

Cofając się jakieś trzydzieści sześć lat wstecz, cofając się do lat świetności Elrust, znajdziesz się na bankiecie u barona, a dalsze wydarzenia wszystko Ci wyjaśnią...

W dniu uroczystym, związanym z obchodami jubileuszu panowania barona Samosa, całe miasto zebrało się na tańce i swawole na dziedzińcu zamkowym. Zgromadzenie raczone było sytym jadłem, a także wyśmienitym winem, które lało się do oporu, wszakże było co świętować – jaśnie baron panował już od trzydziestu lat, a całe miasto cieszyło się z jego rozsądnych dekretów i zarządzeń. Nie można mu było niczego zarzucić jako władcy, jednakże jako mężczyzna, jako człowiek... posiadał swoje słabości, które niestety okazały się zgubne dla niego jak i dla całego królestwa... Baron lubował się w młodych, pięknych kobietach, które traktował jak swoją własność. Jeśli któraś mu się spodobała, była już jego, bez względu na to, czy tego chciała, czy nie. Baron nie przyjmował głosu sprzeciwu, ani od ofiar, ani od swojej żony, która musiała udawać, że niczego nie widzi...
W trakcie świętowania był zaplanowany występ młodej, pięknej, elfiej bardki... Miała zagrać z góry ustaloną, radosną i melodyjną pieśń wychwalającą dobroci, jakich doświadczyło miasto w czasie panowania Samosa. Lud czekał na występ i na swego barona... I doczekał się. Najpierw pierwszego występu... z balkonu, który znajdował się nad dziedzińcem dobiegały błagalne, zawodzące, krzyki kobiety, która wzywała pomocy, w głosie czuć było ból i cierpienie... Jednakże nikt nie zareagował. Ludzie nie chcieli reagować. Nie chcieli wchodzić w drogę swemu władcy, którego przecież tak lubowali...
Po jakiejś chwili krzyki ucichły... Ucichło wszystko. Na balkonie pojawił się baron, który wzniósł toast za samego siebie i kazał ludziom się dalej bawić. Krótko po tym straż przyprowadziła młodą bardkę, której oczy były całe spuchnięte od płaczu, makijaż rozmazany, a delikatna bluzeczka mocno sponiewierana, pogięta i rozciągnięta... Dziewczyna zaczęła mimo wszystko wygrywać melodię na swojej lutni... A z jej ust popłynęły słowa przekleństwa i różnorakich obelg. Wszyscy umilkli. Patrzyli na nią tak, jakby czas się zatrzymał, nikt nawet nie drgnął... Wprowadziła ich w taki stan, że nawet straż nie ruszyła, by przerwać jej pieśń... Bardka całą sobą, płacząc i wygrywając żałobną, trwożną melodię na lutni, przeklinała całe królestwo i nie skąpiła przykrych słów w stronę zgromadzonego ludu. Całą sobą dała im odczuć, jak bardzo nimi gardzi, jak bardzo zarzuca im winę, że nie zareagowali, gdy ona była gwałcona obok. Gdy skończyła swoją pieśń, z jej oczu popłynęły łzy, jednak zdobyła się na tyle odwagi, by spojrzeć ludziom w twarz – wszyscy, włącznie z baronem i jego strażnikami, jakby w amoku zaczęli się rozchodzić w swoje strony, próbując wrócić do swoich zajęć... Coś wisiało w powietrzu, ludzie jakby po prostu chcieli opuścić to splamione miejsce... Młoda elfka chwyciła mocniej swoją lutnię i ostatkiem sił wymknęła się z zamku niezauważona... Wielkie świętowanie jubileuszu barona zostało zakończone.

Minęło zaledwie kilka tygodni, w których bardka próbowała się pozbierać po wydarzeniu na bankiecie... to, co zauważyła, miało zmienić jej życie. Okazało się, że zaczyna się zaokrąglać, a to oznaczało tylko jedno – dziewczyna zaszła w ciążę podczas gwałtu.
Nie potrafiła pogodzić się ze swoim losem. Była w ciąży z obrzydliwym, okrutnym, starym baronem, który wziął ją siłą i splamił jej imię w całym mieście. Była w ciąży i wiedziała, że urodzi jego dziecko. To napawało ją wstrętem...
Wieczorami, gdy była sama, brała lutnię w dłonie i wygrywała cierpkie melodie. Śpiewała po cichu, jakby do dziecka, pieśni o tym, że miasto upadnie, że miasto zostanie zniszczone, a śmierć barona jest nieunikniona. Przez jej usta przechodził wtedy cień uśmiechu... Dziewczyna popadała w obłęd. Jedyne emocje, jakie w sobie nosiła, to strach, gniew, złość, nienawiść. Nie było w niej krzty pozytywnego myślenia... Ona już umarła. I czekała jedynie na śmierć barona. A dziecko miało być do tego kluczem.

W tym czasie baron dostał informację, że bardka jest brzemienna. Nie był pewien, czy dziecię było jego, a fakt, że baronowa od lat nie mogła dać mu potomstwa sprawił, że interesował się dziecięciem bardki. Kazał więc pochwycić młodą elfkę i przyprowadzić pod swoje oblicze. Straż barona porwała bardkę, a całe zdarzenie upozorowała w taki sposób, żeby ludność myślała, że elfka sama opuściła miasto.
Bardka pod zamknięciem w jednej z komnat baronowego zamku doczekała rozwiązania. Była to dziewczynka, drobnej budowy, półelfka. Baron przyjrzał się dziecku i z ulgą stwierdził, że faktycznie może to być jego dziecko. Miała oczy identycznej barwy, co ojciec. Dziecię miało lekko szpiczaste uszka, ale wielkością dorównywało ludzkim noworodkom... Baron był pewien, że dziewczynka jest jego córką.
Bardka, zaraz po urodzeniu, zaczęła zawodzić krzykiem, że całe to chore miasto zgnije od środka, a początkiem jego choroby będzie baron. Nie miała nawet okazji zobaczyć córki... Nie miała okazji wypowiedzieć kolejnego zdania. Została zgładzona z ręki barona, który podciął jej gardło sztyletem. Kobieta zadrżała jeszcze kilka razy, po czym zgasła...

Baron widząc w swoim potomku możliwość utrzymania panowania w rodzinie, postanowił pozostawić dziewczynkę przy życiu i dać jej dobre wykształcenie. Najszybciej jak się dało znalazł kobietę, która kilka dni prędzej urodziła córkę. Baron postawił kobietę przed prostym wyborem – jeśli zgodzi się wykarmić jego dziecko, to jej córka i ona otrzymają opiekę i ciepły dach we dworze barona. Dodatkowo zapewni dziewczynce pobór odpowiednich nauk. Kobieta zgodziła się natychmiast. Baron jak powiedział, tak zrobił - ulokował kobietę wraz z jej dzieckiem i jego córką we dworze, który posiadał na skraju lasu, daleko od miasta.
Po ulokowaniu dziewczynki we dworze, odwiedziła ją matka barona, Deana, zresztą wraz z nim samym. Gdy zobaczyła dziewczynkę, uśmiechnęła się smutnie, podeszła do niej, położyła starczą dłoń na główce dziecka i powiedziała – Deirdre. Deana odwróciła się do barona i nakazała mu, by dziecko nosiło takież imię... a także, by zatrudnił Mahariona na nauczyciela magii dla dziewczynki, albo ona sama się tym zajmie. Deana wyczuła w dziecku energię, którą najprawdopodobniej dostała od barona – w jego rodzie praktycznie wszystkie kobiety miały zdolności magiczne. W tym momencie baron zrozumiał, że dziecko naprawdę jest jego potomkiem, że to pewne, a jego matka, która jest arcymagiem w Elrust, potwierdza to w pełni.
Gdy opuścili komnatę, matka barona złapała go za rękę, spojrzała mu w oczy i powiedziała, że dziewczynka jest naznaczona, przeklęta. Baron musi wiedzieć, że jego córka nigdy nie zazna szczęścia... Nie zdążyła dokończyć, kiedy baron wyrwał dłoń z uścisku matki i ruchem dłoni zakazał jej mówić. Nie interesowało go, co się stanie z dzieckiem. Przecież miała być tylko narzędziem w przedłużeniu rodu barona... W jej żyłach płynęła jego krew – wystarczyło wydać ją za mąż z pożytkiem dla rodu i umiłowanego przez barona Elrust. To wszystko, czego oczekiwał od dziewczynki. To wszystko, co o niej myślał i co go interesowało.

Lata mijały, a czas dziewczynki mijał na beztroskich zabawach na dworze barona. Nie była sama – córka kobiety, która ją uratowała przed śmiercią głodową była również we dworze barona. Aryan. Towarzyszka wszelkich zabaw i psikusów. Przyjaciel i kompan w jednym. Były sobie jak siostry. W tym samym wieku, tej samej rasy. Każda wspólna chwila była wypełniona zabawą. Deirdre była szczęśliwa, że ma przy sobie kogoś, kto tak naprawdę jest jej. Wiedziała, że nie ma matki. Ojca nie znała zbyt dobrze... ale miała Aryan. To wystarczyło...
Gdy dziewczynka osiągnęła odpowiedni wiek, zaczęła się jej nauka. Zagłębiała tematy filozoficzne, uczyła się prawidłowego zarządzania. Pobierała również naukę jak poprawnie wyrażać się w towarzystwie, jak chodzić, a czego nie wypada robić na dworze barona. Wszystko to było dla niej ciekawe i chętnie chłonęła tą wiedzę, tym bardziej, że nie uczyła się tego sama – Aryan również pobierała nauki, więc dziewczyny chętnie wymieniały się poglądami na omawiane tematy. Jednakże Deirdre największe zamiłowanie miała do magii. Baron faktycznie poszedł za radą swojej matki i ściągnął do dworu Mahariona, dzięki któremu Deirdre zagłębiała sztukę magiczną. Nigdy nie interesowało ją skąd wziął się jej talent... Była szczęśliwa, że go posiada i że posiądzie wiedzę potrzebną, by władać sprawnie magią.

Deirdre  2chw03s

Gdy była już piękną, młodą kobietą, Maharion zaczął wymagać od niej lepszej kontroli w czasie ćwiczeń z zaklęciami. Pokazał jej więc tajniki medytacji, by dziewczyna zwiększyła swoją koncentrację. Podczas jednej sesji medytacji, kiedy udało jej się osiągnąć stan ostatecznego wyciszenia, kiedy udało jej się odciąć całkowicie od otaczającego ją świata... wtedy znalazła coś w sobie. W głębi jej myśli, w zakątkach jej duszy, których dotąd nie znała zaczęło coś się tlić... jakiś byt, coś zupełnie obcego,  niepoznanego... jednak nie bała się tego. Odczucia były początkowo bardzo subtelne, nie do końca zrozumiałe... Dziewczyna bardzo chciała dowiedzieć się, czym są, co oznaczają i dlaczego zrodziły się w jej świadomości. Próbując poznać to, co było obce, a jednak egzystowało w jej głowie, próbowała się z „tym” porozumieć – na próżno. Skupiła się więc na wypracowaniu lepszych technik i  po wielu próbach nauczyła się wymieniać emocjami z bytem podczas sesji medytacji. Okazało się, że były to dobre emocje, ciepłe, pozytywne. Byt w końcu towarzyszył jej w każdej chwili, a ona cieszyła się, że jest... Stał się nieodłączną częścią jej, jak gdyby byli jednym istnieniem. Deirdre z jeszcze większą zaciekłością i uwagą studiowała magię, by lepiej zrozumieć to, co się z nią stało. By móc w końcu skontaktować się z „tym”. Z każdym dniem jej wiedza była większa, co też przyniosło pozytywne efekty – nauczyła się wymieniać z bytem podstawowe myśli. Dni mijały na dalszej nauce, przeplatane pozytywnymi odczuciami, które trzymała w tajemnicy tylko dla siebie...

Maharion podarował Deirdre lustro postrzegania, gdy ta osiągnęła zaawansowany poziom władania magią. Dziewczyna spojrzała w lustro i ujrzała... odbicie pięknego młodzieńca o kruczoczarnych włosach, bladej cerze i błyszczących, ciemnych oczach. Wyglądał tak dostojnie i drapieżnie...

Deirdre  24wtweb

Deirdre zszokowana i przerażona całą sytuacją rozbiła artefakt, który rozpadł się w drobny mak. Maharion widział całe zdarzenie, jednak nie dostrzegł tego, co widziała Deirdre. Zrozumiał jednak, że zachowanie dziewczyny wynika z tego, że ujrzała coś w lustrze postrzegania... coś innego, niż tylko swoje odbicie. Nauczyciel przestraszył się, że Deirdre mogła zobaczyć coś złego, a ponieważ dziewczyna nie chciała zdradzić swojej tajemnicy, Maharion pospieszył przekazać baronowi wiadomość, że trzeba przerwać magiczne szkolenie Deirdre jak najszybciej.

Baron ściągnął Deirdre na swój zamek, gdzie postawił ją przed faktem dokonanym – miała wyjść za mąż. Miało to być zaaranżowane małżeństwo polityczne z dużo starszym od niej mężczyzną, który byłby godnym następcą barona, a jednocześnie związek ten przyniósłby korzyści dla miasta.
Jednak dziewczyna zdążyła już zauroczyć się w młodzieńcu, którego widziała raz jedyny w lustrze postrzegania... I bardzo chciała ujrzeć go raz jeszcze. Będąc na zamku barona, wymykała się pod osłoną nocy do kaplicy bogini magii, by modlić się o łaskę i możliwość rozwijania umiejętności w tym jednym, konkretnym celu – by móc się z nim skontaktować...

Deirdre  2le2u0w

Maharion nie potrafił żyć z tym, że wydał swoją najlepszą uczennicę, że zamiast rozwijać jej talent doniósł na nią do barona, a teraz widzi konsekwencje swojego działania. Jego najwybitniejsza, przyszła czarowniczka, która miała w sobie nieodkryte pokłady tajemnej energii zostanie zmuszona do małżeństwa, a jej nauka nie będzie kontynuowana... Bijąc się ze swoimi myślami, Maharion postanowił działać. Dowiedział się od zaprzyjaźnionego, starego strażnika, że ten wypuszcza Deirdre z zamku, bez zgody barona, żeby mogła pomodlić się do Saralis, a on ją przepuszcza, gdyż nie widzi nic złego w chęci modlitwy. Każdy przecież ma jakieś prawa... Następnego wieczoru Maharion czatował więc niedaleko kaplicy Saralis by spotkać się z Deirdre. Dziewczyna pojawiła się tuż po zapadnięciu nocy. Mag złapał ją za ramię i zaprowadził w głąb kaplicy. Wątłe światło świec, które padało na Mahariona, pozwoliło dostrzec dziewczynie, że przez twarz maga przechodzą różne, sprzeczne emocje. Gdy mag upewnił się, że nikt ich nie widzi, a ściany zasłaniają ich dostatecznie, by nikt, kto przekroczy próg świątyni ich nie zauważył – wręczył dziewczynie zawiniątko. Ta spojrzała na swego nauczyciela niepewna, cóż ma uczynić, ale przyjęła zawiniątko i powoli rozpakowała. Znała ten przedmiot. Maharion opowiadał jej o nim, lecz nigdy nie wspomniał, że ten potężny artefakt istnieje! Spojrzała mu w oczy i rzuciła się w ramiona z wdzięcznością, powiedziała tylko ciche „dziękuję” i czuła, jak serce zaczyna szybciej pompować krew. Trzymała w dłoni potężny artefakt, który pozwoli jej skontaktować się z bytem w jej głowie...
Bezszelestnie wróciła do swoich komnat. Baron był dobrym opiekunem jeśli chodzi o hojność w przydzieleniu sypialni dla Deirdre. Miała do dyspozycji trzy pomieszczenia, z czego jedno na klucz. Tam też po powrocie do zamku udała się wraz z artefaktem. Rozwinęła materiał i wyjęła przedmiot. Zamknęła oczy i skupiła na nim swoją energię, tak jak tłumaczył jej Maharion. Po chwili, przez zamknięte powieki mogła ujrzeć lico swojego wybranka. Jej ciało przeszył przyjemny dreszcz, zauważył ją! Patrzył prosto w jej oczy i powitał ją ciepłymi słowami... mówił, że czekał na nią. Starała się nie zemdleć z wrażenia... mogła z nim rozmawiać. Przywitała się i zaczęli rozmawiać półszeptem w zaciszu jej prywatnej komnaty...

Demyan. Takie imię nosił jej wybranek. Pokochała go od momentu zobaczenia go po raz pierwszy w lustrze postrzegania. A z każdym kolejnym potajemnym „spotkaniu” dzięki podarunkowi od Mahariona, kochała go coraz mocniej.
Demyan również obdarzył Deirdre silnym uczuciem. Prosił dziewczynę, by uciekła z nim, a ona zgodziła się na to. Zaplanował cały plan ucieczki i dał Deirdre wytyczne, jak ma się do niej przygotować, a nie było to proste.
Wedle ustalonego planu przez kochanków, dziewczyna zaczęła udawać uległą wobec woli barona. Współpracowała przy przygotowaniach do jej zaaranżowanego ślubu. Pewnego dnia, wypełniając kolejny punkt z planu ucieczki Demyana, Deirdre udała się do barona i oświadczyła, że bardzo chce powiedzieć, co zobaczyła wtedy, na jego dworze, w lustrze postrzegania. Samos słuchał jej z uwagą. Dziewczyna kłamała jak najęta, że widziała tam przyszłość miasta, wielkie zniszczenie i upadek rodu barona! Podobno miała być to klęska sprowadzona przez Abaddona, który domagał się wyznawcy w baronowym rodzie. Deirdre, udając zafrasowaną tym, co podobno zobaczyła, oświadczyła baronowi, że muszą koniecznie udać się pod posąg Abaddona, a ona, w imię dobra Elrust, złoży przysięgę wyznawcy. Baron uwierzył dziewczynie, był wręcz dumny, że jego rodzona córka jest w stanie zrobić coś dla dobra miasta! Nie martwił się tym, że będzie wyznawała boga szaleństwa – nie interesował go zbytnio jej los. Przecież miastem i tak miał zarządzać jej przyszły mąż...
Żona barona, trawiona przez chorobę, której żaden mag, żaden zielarz, ani kapłan nie był w stanie zidentyfikować, w końcu przegrała walkę. Samos wyprawił odpowiedni pogrzeb i pożegnanie towarzyszki życia. Był jednak zbyt zafrasowany losem miasta i przygotowaniami do wyprawy pod pomnik Abaddona, że nie przeżył jej śmierci zbytnio specjalnie. Wiedział, że gaśnie. W końcu umarła. I nie cierpi. Teraz najważniejsze było Elrust...

Wszystko ze strony Demyana było przygotowane, gdy baron wraz ze strażnikami i Deirdre udali się w długą podróż. Pomnik Abaddona stał na wysokiej skale. Wokół rozpościerał się spalony las. Posąg patrzył wzrokiem szaleńca na pogorzelisko. Widok był naprawdę imponujący, a zarazem przerażający.
Gdy tylko Deirdre znalazła się w zasięgu Demyana, ten z ukrycia przeczytał zwój, dzięki któremu powstała wielka i niesamowicie gęsta mgła. Wtem pochwycił dziewczynę i pobiegli wzdłuż wzniesienia na dół, ku spalonym połaciom lasu. Dopiero, gdy opadła mgła, baron i strażnicy zorientowali się, że nie ma przy ich Deirdre, a także... że są otoczeni przez bandytów. Liczba napastników była zdecydowanie większa, niż strażników barona... Przewaga była miażdżąca.  
Deirdre i Demyan po długim biegu dotarli na polanę, która nie była dotknięta pożarem. Przecinał ją wartki strumyczek. Młodzi padli sobie w ramiona i bez opamiętania zatracili się w sobie. Gdy Demyan sprawił, że Deirdre stała się prawdziwą kobietą... w tym samym momencie głowa barona została odłączona jednym cięciem od ciała i potoczyła się wzdłuż urwiska...
Młodzi zmęczeni tańcem ciał zasnęli w trawie. Obudziło ich mocne szarpnięcie za ramię Demyana. Stał nad nimi strażnik barona, ten sam, który pomagał uciekać Deirdre... Dziewczyna poznała go, natychmiast okryła swoje ciało suknią i ze strachem wyczekiwała co powie. Ten jedynie podał jej dłoń, by wstała, schylił głowę i powiedział „baronowo, czas wracać”. Spojrzała na niego i pokręciła głową, nie rozumiała. Stary strażnik nie chcąc wiele tłumaczyć wręczył jej zakrwawiony sygnet barona, spojrzał na nią i powiedział „bandyci, nikt nie żyje. Ja żyję, bo pilnowałem tyłów. Wracajmy”. Deirdre sparaliżowana tymi informacjami spojrzała na Demyana, a następnie na strażnika, który wyczekiwał kroków kobiety. „On idzie ze mną” wyszeptała niepewnie. „Wedle Twojej woli, baronowo” odpowiedział krótko i ruszył powoli w stronę miasta...

W krótkim czasie po powrocie Deirdre i Demyan zaręczyli się, a ludność patrzyła na to przychylnie. Deirdre nie interesowało rządzenie, była zafascynowana swoim wybrankiem. Gdy zobaczyła, że Demyan zaczyna interesować się sprawami miasta, ucieszyło ją to niezmiernie. Czekała już tylko na zaślubiny, by mogła przekazać mu rolę zarządcy, a wtedy ona będzie mogła poświęcić jemu więcej uwagi i stać się idealną żoną i namiętną kochanką.
Ludność miasta polubiła nowego przyszłego barona i przychylnie spoglądała na jego propozycje zarządzenia. Demyan rozumiał potrzeby mieszkańców, często z nimi rozmawiał i zdobywał ich sympatię. Nikt w mieście nie mógł powiedzieć złego słowa na mężczyznę. Ludzie mówili, że pod jego rządami miasto rozkwitnie i będzie lepiej, niż było za czasów zmarłego barona.
Przygotowania do ślubu szły pełną parą, jednakże Deirdre miała coraz więcej obowiązków jako pełnoprawna baronowa. Na szczęście jej ukochany poprzysiągł jej, że zajmie się wszelkimi przygotowaniami. Gdy kobieta kładła się spać strudzona całym dniem wypełnionym obowiązkami, jej ukochany wymykał się z komnat sypialnych pod pretekstem pracy nad dużym projektem związanym z ceremonią ślubu. Demyan wykradał co noc artefakt, który Deirdre otrzymała od swojego nauczyciela. Za jego sprawą mógł przywołać to, czego oczekiwało od niego bractwo, do którego należał...
Demyan miał niezdrowe zainteresowanie – czarna magia towarzyszyła mu już od młodzieńczych lat, gdy to został naznaczony do większych celów w krwawym rytuale. To był jego sekret, Deirdre nie wiedziała o tym, jednakże miała się dowiedzieć...  Demyan poszukiwał już od jakiegoś czasu istoty, która będzie dysponować wielkim talentem magicznym i ogromnym potencjałem energii. Znalazł Deirdre. Faktem było, że nie spodziewał się znaleźć tak pięknej kobiety... Demyan kochał Deirdre, ale jego fascynacja czarną magią i ogromne przywiązanie do bractwa było silniejsze... A ona była idealna do wypełnienia jego planów...
Kiedy naszedł dzień ceremonii zaślubin baronowej, na dziedzińcu zebrali się wszyscy mieszkańcy. Wiwatowali i wznosili toasty za zdrowie młodej pary. Demyan przygotował wszystko, co było mu potrzebne do przyzwania demona – artefakt Deirdre, dwa kielichy z wyrytymi symbolami w  środku, by nie były zauważalne na pierwszy rzut oka i krew – krew ojca i matki Deirdre... Mężczyzna nie wiedział, że matka Deirdre zmarła przy narodzinach dziewczyny. Nigdy o tym nie wspominała, nie chciała o tym pamiętać. Demyan za sprawą czarnej magii wydostał z ciała barona jego krew i z ciała kobiety, która była złożona w grobie obok niego... była to żona barona. Za sprawą czarnej magii krew była jak świeża. Kolorem przypominała wino...
Demyan zmieszał krew z winem dla niepoznaki zapachu i wlał do obu kielichów. W kieszeni odświętnego ubrania miał artefakt Deirdre... Był gotowy przyzwać demona, który miał przynieść chwałę jego bractwu, a zniszczenie i pożogę rozkwitającemu Elrust i prężnie działającej gildii magów. Wiedział, że gdy Deirdre wypije krew swoich rodziców, jej moc zostanie uwolniona z takim impetem, że przywołanie demona będzie jedynie formalnością... Czekał na ten moment od tak dawna...
Tradycją jest wzniesienie toastu przed złożeniem przysięgi małżeńskiej, więc gdy tylko Deirdre upiła łyk wina, na dziedzińcu wybuchła panika, gdyż ziemia zaczęła drżeć. Zamek wręcz rozpadał się w posadach od przeciążeń. Demyan patrzył na to wszystko z ogniem w oczach, to była jego chwila...
Demyan przywołał naczelnego demona Abaddona – Aeszmę, który jest ucieleśnieniem szaleństwa i mordu.
Demon zaczął się miotać i niszczyć wszystko, co było w jego zasięgu... Demyan spostrzegł, że nie ma w ogóle kontroli nad demonem – do kontrolowania demona trzeba poprawnie przeprowadzić rytuał, a Demyan nie wiedział, że użył złej krwi...
Jako, że na zaślubinach zebrało się całe miasto, byli tam również adepci magii z gildii magów. Natychmiast zebrali się, by odesłać demona w odmęty Otchłani. Skupili całą swoją energię na inkantację zaklęcia odsyłającego, które rzucili z powodzeniem. Otworzyli pod nim portal zsyłający w Otchłań. Aeszma w tym samym czasie zdążył uwolnić z siebie potężną moc, która przyniosła wielkie zniszczenie... Rytuał Demyana nie był wystarczający do kontrolowania i przyzwania Aeszmy w pełnej jego mocy, jednak uwolniona energia przez demona była wystarczająco potężna, by zgładzić wszystkie słabe istnienia – zginęli magowie, którzy brali udział w rytuale odesłania, starcy i dzieci...

Deirdre  34pc8w8

Gdy wszystko umilkło... krzyki niewinnych ucichły... Demona nie było. Było za to mnóstwo martwych ludzi. Dzieci i starców. Wszyscy magowie z gildii zostali zgładzeni. Zrozpaczeni członkowie rodzin brali na ręce swoje dziatki, lub klękali przy zwłokach swoich matek, ojców, ciotek i wujów... Obraz, jaki pozostawił po sobie demon był nie do opisania... i na pewno nie do zapomnienia. Deirdre, trzymając się poręczy i próbując nie popaść w odrętwienie zaczęła szaleńczo szukać odpowiedzi w swojej głowie, dlaczego... nagle złączyła wszystkie elementy układanki w jedną całość. To była wina Demyana. Nie mogła w to uwierzyć, jednak jej ukochany opuszczający dziedziniec w popłochu potwierdził jej myśli. Jednym ruchem dłoni rozkazała strażom pojmać niedoszłego barona. Gdy podeszła do niego, poczuła ogromną energię, jaka od niego biła, a była to energia negatywna... Jednak czuła coś jeszcze. Instynktownie sięgnęła do kieszeni ubezwłasnowolnionego mężczyzny i wyciągnęła artefakt – podarunek od Mahariona. To jej wystarczyło. Teraz już była pewna, że Demyan ją wykorzystał... Zarządziła stracenie mężczyzny jeszcze tego samego dnia na głównym placu w mieście. Po wydaniu rozkazu egzekucji – zeszła na dziedziniec do zrozpaczonych ludzi. Nie atakowali jej. Nie mieli pretensji. Byli tak samo zdruzgotani i czuli się tak samo odszukani przez Demyana jak ona...

Mężczyzna został stracony na oczach ocalałych, tak jak zarządziła baronowa. Jego ciało zostało spalone, by nikomu nie przyszło do głowy partaczyć się w czarnej magii, jak on to uczynił.
Deirdre pozostała na swoim stanowisku. Ludzie nie protestowali. Mimo wszystko szanowali swoją baronową... Niektórzy mieli za złe jej wyboru. „Dlaczego wzięła takiego mężczyznę do naszego miasta? On miał nami rządzić?” - oburzali się. Inni opłakiwali swoje dziatki i starców... Jednak praktycznie jednogłośnie chcieli, by baronowa pozostała na swoim miejscu, gdyż rządziła rozważnie i sprawiedliwie. A ona poprzysięgła im do końca swoich dni rządzić mądrze i już nigdy się  nie wiązać. Wiedziała, że to ona sprowadziła nieszczęście na miasto... a teraz chciała oddać mieszkańcom to, co jej zostało. Życie.

Deirdre  Deirdr10
Czuwająca
Czuwająca
Pierwsze pióro Ervalonu

Liczba postów : 16
Skąd : Ervalon

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach